Pierwszym moim wrażeniem po obejrzeniu "Hobbita", nie był niestety zachwyt. Film był bardzo dobry, ale nijak się ma do "Władcy Pierścieni". Muzyka świetna - jak zawsze w filmach Petera Jacksona, aktorzy też dobrzy, w takim razie co było źle? Nie potrafię tego ubrać do końca w słowa. Może to, że "Hobbit" bardziej przypomina bajkę, niż walkę o Śródziemie? Ale przecież to nie wina film, takim Hobbita stworzył Tolkien. W takim razie, czemu mimo tego, że wielu z nas czytało "Hobbita" i wiedziało czego się spodziewać, wyszło z pewnym niedosytem? Tak naprawdę, to gdyby "Hobbit" powstał pierwszy, wszyscy by się nim zachwycali, dokładnie tak jak "Władcą Pierścieni". W każdym razie czekałam na niego ze zniecierpliwieniem 2 lata, i mimo naprawdę niewielkiego, ale jednak zawodu, będę czekała na następne części z takim samym podekscytowaniem.
Hobbit Bilbo Baggins (Martin Freeman), wiedzie sobie spokojne, niczym niezmącone życie w Shair, aż pewnego dnia do jego drzwi puka czarodziej Gandalf (Ian McKellen) i 13 krasnoludów, na czele z Thorinem (Richard Armitage). Wyruszają w podróż ku Samotnej Górze, w której smok uwięził skarb i zarazem dom krasnoludów.
Podsumowując, wiele rzeczy można zaliczyć na plus: brak Froda, zastąpienie go charyzmatycznym Bilbem, który jednak potrafi zawalczyć, a nie sprawiać kłopoty, bo mu pierścień każe; brak Legolasa, powiedzmy sobie szczerze: Legolas był jednym wielkim sucharem (przepraszam, ale ta scena jak skacze po Olifancie mnie osłabiła). Na początku trochę trudno się połapać we wszystkich krasnoludach, ale widać, że twórcy każdemu starali się nadać inny charakter wyglądu, dzięki czemu, później idzie już z górki.
Hobbit: Niezwykła Podróż:
rok: 2012
reżyser: Peter Jackson
gatunek: fantasy, przygodowy
Moja ocena:
Do zobaczenia
Jus.
P.S. Wyjeżdżam, więc napiszę dopiero w sobotę.